Velvet Assassin

By admin on czwartek, lipiec 30, 2009

0 Comments

Filed Under: PC, Xbox 360

Velvet Assassin (PC & X360)

II Wojna Światowa to temat rzeka dla twórców produktów pop kultury. Nie ma tutaj znaczenia czy mówimy o książkach, filmach, teatrze czy o grach komputerowych. Jako gracze mieliśmy już wielokrotnie okazję przemierzać lokacje związane z tym najstraszliwszym konfliktem w dziejach świata. Tym razem przyjdzie nam wcielić się w postać brytyjskiej agentki wywiad, która ma dwie podstawowe cechy: pała zemstą do żołnierzy w mundurach Wermachtu oraz jest… piękna. I to chyba niestety tyle na temat pozytywnych jej cech. Szkoda.

Velvet Assassin oparty został na naprawdę dobrym pomyśle. Oto pewna agentka MI6 traci w czasie wojny wiele bliskich jej osób. Poprzysięga więc zemstę, a że jest kobietą i w dodatku agentką wywiadu to jej zamierzenia zaczyna systematycznie przekuwać w czyny. Trzeba dodać, że robi to niezwykle skutecznie. Jednak w pewnym momencie przesadza i na skutek odniesionych ran trafia do szpitala. Tam do akcji wkracza gracz, który trafia do świata sennych koszmarów agentki wspominającej w nich swoje dawne akcje.

Jak widać pomysł niezły ale wykonanie… dużo gorzej. Pierwszy problem to kwestie misji. Jest ich naprawdę sporo, są ciekawe, lokacje zostały generalnie zrealizowane z głową (m.in. Hamburg, Warszawa, Paryż) ale dlaczego nie można po wykonaniu misji wrócić do niej. To znaczy można ale… trzeba zaczynać całą kampanię od nowa! Tak, drodzy gracze. Jeśli przejdziemy jakąś misję, to nie ma innej możliwości podejścia do niej na nowo jak tylko zacząć grę od nowa. Dziwne i wkurzające. Wkurzające, bo na planszach możemy znaleźć różnego typu przedmioty, które podnoszą doświadczenie agentki. Wiadomo zaś, że grając za pierwszym razem nikt nie będzie się koncentrował na „oczyszczaniu” planszy.

Kolejny problem to interakcja z otoczeniem. Raz nasza agentka potrafi wejść na skrzynkę ale innym razem już nie bardzo. Raz da się przeskoczyć płot, innym razem jest to niemożliwe. Widać, że autorzy momentami „wymyślili” za nas drogę do przejścia gry, a rolą gracza jest nią podążać „po sznurku”. Trochę to głupie i w dobie gier z otwartymi światami jest to dość irytujące.

Kolejna rzecz to AI naszych przeciwników. Po pierwsze nie potrafią oni otwierać drzwi. Oznacza to, że wystarczy zastrzelić z tzw. średniej przyczajki jakiegoś esesmana, a następnie szybko uciekać do budynku/klozetu, by skutecznie zgubić patrol. Owszem, podejdą do drzwi, pomarudzą, coś krzykną. Jednak nie należy się spodziewać dodatkowych posiłków czy bezpardonowego wejścia do zajmowanego przez nas pomieszczenia. Inna głupa rzecz to fakt, że gdy samotny esesman trafi na nas lub na ciało, to potrafi się tak wydrzeć ze zwołuje za sobą pół kompanii. Jednak gdy taka sytuacja zdarzy się np. dwójce patrolującej to podejdą do miejsca, które ich zaniepokoiło coś pogadają, pomierzą z broni i tyle. Odejdą sobie jak nigdy nic. Wreszcie trzecią wkurzającą rzeczą jest to, że żołdacy Wermachtu są ślepi. Jeśli chcemy się schować to wystarczy wejść w cień albo w krzaki. Nie zostaniemy zauważeni nawet wtedy gdy rzecz dzieje się w słoneczny dzień a my chowamy się w cieniu budynku. Mało tego, bo nic się też nie zdarzy w momencie gdy przeciwnik podejdzie na odległości kilkudziesięciu centymetrów (na oko 1,5 metra!). Zastanwiające.

Na uwagę zasługuje oprawa graficzna, która może cieszyć oko oraz dźwiękowa. W przypadku dźwięków warto zaznaczyć, że zostały one bardzo dobrze odwzorowane. Jest to dość istotne w grach tego typu jaką próbuje reprezentować Velvet Assassin. Tutaj jednak należy zaznaczyć kolejny błąd producentów. Chodzi o to, że brak jest takiego specjalnego wskaźnika, który wskazywałby poziom emitowanego hałasu. Ponieważ odgłos poruszania się też zdradza nasze położenie, to bez tego wskaźnika przemierzamy planszę trochę tak „po omacku”. Jest to dość upierdliwe.

Velvet Assassin został oparty na ciekawym pomyśle. Został również bardzo ładnie wykonany o strony wizualnej, dźwiękowej i koncepcyjnej. Jednak tragiczna grywalność, liniowość, momentami debilizm przeciwnika powodują, że o tym tytule lepiej szybko zapomnieć. Na koniec – grę wydano też na X360 ale nie oznacza to, że gra się w nią lepiej.

No Comments for this post

No comments yet.

Leave a comment

Name (required) Comment
Mail (required)
Website